Poland Trip cz.1 - Kazimierz Dolny i Sandomierz


Kwestia odpoczynku na urlopie jest kwestią sporną. No bo z jednej strony, uwielbiam byczyć się cały dzień na rozgrzanej do czerwoności plaży, gdzie każdy powiew wiatru jest jak wybawienie. Jednak z drugiej, uwielbiam moje przejazdowe zwiedzanie Europy. Bo do tej pory zawsze to była Europa. Po Polsce jeździliśmy tylko do wyznaczonego wcześniej miasta. Tym razem jednak, postanowiliśmy zrezygnować z całodniowego leżenia na plaży (i dobrze, bo pogoda zdecydowanie odbiegała od tropikalnych upałów ) i wyruszyliśmy w podróż po południowej Polsce. Początkowo planowaliśmy trochę dłuższy przejazd - w kształcie głowy krasnoludka (mamy wybujałą wyobraźnie) - jednak w związku z awarią auta zakończyliśmy naszą tegoroczną przygodę we Wrocławiu. Ale po kolei.




Mieliśmy nie jechać w tym roku na wakacje. Później planowaliśmy wyjazd na kolejny w życiu Eurotrip. Jednak ostatecznie postanowiliśmy pozwiedzać trochę Polskę. Dla tych, którzy nie są w temacie - nasz Eurotrip polega na zwiedzeniu jak największej ilości miejsc w Europie, spaniu w samochodzie, smakowaniu przysmaków regionów i totalnym odprężeniu (no, nie za kierownicą ;) )


Postanowiliśmy jednak, że zamiast wydawać kosmiczne pieniądze na paliwo (no na to idzie większość kasy, szczególnie przy 5000-6000 km jakie robimy w te kilka dni ) pojeździmy i posmakujemy trochę regionalnych potraw - a to wcale nie jest takie łatwe. Jeżeli nie macie wcześniej jakiś informacji o tym gdzie zjeść, trudno odnaleźć fajną knajpkę w gąszczu naganiaczy, ulotek i knajpek w samym centrum. Mając trochę więcej czasu, mogąc połazić po odwiedzanym mieście jest trochę łatwiej, trochę.

Pierwszym odwiedzanym miastem był Kazimierz Dolny.






Małe miasteczko w województwie lubelskim, którego znakiem rozpoznawczym są zdecydowanie Kazimierskie koguty. Od dziecka odwiedzanie tego miejsca wiązało się z kupnem tego słodkiego wypieku w Piekarni Sarzyńskich. Nie mogło być tym razem inaczej. W związku z wielkim tłokiem na rynku, zaraz po przyjeździe udaliśmy się do piekarni w której zakupiliśmy koguty (cena od szt 6 zł więc całkiem wysoka) i planowaliśmy zjeść, jednak czas oczekiwania (ponad 40 minut) nas odstraszył, więc ruszyliśmy w poszukiwaniu czegoś mniej zatłoczonego - tego dnia wcale nie było to łatwe. Ostatecznie wybraliśmy wcześniej zareklamowaną pizzę z pieca. Tradycyjna Hawajska i Pepperoni 50 cm szerokości na cienkim, kruchym cieście. Muszę przyznać, że naprawdę smaczna. Choć po powrocie do domu zrobiłam własną z której byłam bardziej zadowolona ;)








 

Cały dzień spędziliśmy na zwiedzaniu krajobrazów i zabytków Kazimierza, a następnie udaliśmy się do Lublina w którym nocowaliśmy. Niestety, w Lublinie nie mieliśmy okazji ani nic zwiedzić, ani zakupić naszego ukochanego cebularza, ponieważ złapało nas wielkie gradobicie. Aby nie marnować czasu, postanowiliśmy, że ruszymy w naszą podróż dalej.


 



Knajpki polecane przez blogerów:
Kazimierz Dolny: herbaciarnia Dziwiszówka, "Kwadrans" albo "U Fryzjera" Pod Kogutem lub Vincent Kuchnia & Wino.

Lublin: Zielony Talerzyk. Cafe Velo Kardamon, Auriga, Św.Michał - pub regionalny, Stół i Wół, Kuźnia (zwłaszcza steki), Caffe Trybunalska, Mandragora, Ąka



110 km dalej znaleźliśmy się w Sandomierzu, znanym ze swojego pięknego rynku, krzemienia pasiastego i Ojca Mateusza. :) Cały dzień zwiedzania, pełno chodzenia, odpoczynku i oczywiście jedzenia. Sandomierz był miejscem na mapie, w którym nie planowaliśmy nic jeść, a raczej, nie mieliśmy żadnego wcześniejszego polecenia.


Chcieliśmy zjeść w 3 restauracjach, jednak ponownie napotkaliśmy na utrudnienia. Jedna z restauracji znajdowała się na pierwszym piętrze, a my byliśmy z moją 10 miesięczną chrześnicą w wózku, więc ostatecznie knajpka odpadła. W drugiej podawali wszystko z grilla, za to trzecia wyglądała dość hmm, biednie. W związku z tym, że byliśmy już bardzo głodni, postanowiliśmy, że siądziemy tam, gdzie będziemy mieć najbliżej. Padło na Coctail Bar. Hmm jak sama nazwa wskazuje, nie była to typowa restauracja, a więc i karta smakowo nie powalała. Wybraliśmy kotleta z kurczaka, grillowaną w miodzie pierś z kurczaka i panierowanego schabowego. Tak jak mówię, smaki mało wygórowane, ale mimo wszystko przyznać muszę, że potrawy były odpowiednio doprawione i smaczne.






W Sandomierzu można było kupić również krówki (różne smaki) i Sandomierskie piwo. My skusiliśmy się na to drugie, ale o smaku Wam nie opowiem, bo jeszcze go nie skosztowaliśmy.

Blogerzy polecają - Sandomierz : Kawiarnia/ Cukiernia przy Sokolnickiego

Po zakończonym obiedzie wraz z eM ruszyliśmy w stronę Krakowa do którego dotarliśmy następnego dnia i o którym opowiem Wam w następnym odcinku ;)









Komentarze